Zemdlała. Nie przeraziłem się. Miałem tylko nadzieje, że to ten lekki przypadek. Ale okazał się ciężki. Teraz trzeba tylko zrobić eliksir ze kwiatów Urolli. A można ją znaleść tylko w mieście ludzi. Zaniosłem wadere do jej łóżka i dałem odpowiedni zastrzyk. Na kilka godzin powinien zadziałać. Zmniejszy objawy. Pobiegłem do Żywo w żywo.
- Za sześć godzin dasz swojej córcę zastrzyk. Ja musze iść po lekarstwo dla niej. Znajduje się w mieście ludzi.
***
Truchtem przebiegłem przez Las Śmierci. Przy okazji zerwałem kilka liści z krzaka Lakoni. Przydadzą się kiedyś napewno. Pobiegłem dalej. Zobaczyłem miasto. Zatrzymałem się w pobliskiej jaskini. Nie mogłem wejść do miasta w dzień. Musze poczekać do nocy.
***
Noc. Nareszcie. Ziewnąłem. Podkradłem się bliżej. Wbiegłem cichaczem do miasta. Musiałem nie zauważony dojść do rynku. W połowie drogi zauważyłem dwóch ludzi. Szli w moją stronę. Schwałem się pod beczkami. Okazało się, że są pijani. Jeden z nich rzucił puszką w moją kryjówkę. Wzdrygnąłem się na dźwięk uderzającego w chodznik metalu. Poszedłem dalej. Rynek! Kram jest na przeciwko. Obszedłem toisko do okoła. Włożyłem pysk w dziórę w desce. Wyjąłem kilka kwiatów Urolli i odwróciłem się.
- A co to za kradzenie? - powiedział jeden z pijaków, których wcześniej spotkałem. Przez chwile stałem w miejscu, a potem rzuciłem się do ucieczki. Oni pognali za mną. Już prawie mnie doganiali, gdy ukryłem się w krzakach.
- Głupi kot. - powiedział jeden i rzucił we mnie puszką.
- No właśnie. Idziemy już.
Sierra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz